VI Festiwal Starych i
Maszyn Rolniczych im. Jerzego Samelczaka

Tegoroczna VI edycja festiwalu miała szczególny charakter. Po raz
pierwszy ze względu na bardzo duże zainteresowanie zwiedzających trwała
ona dwa dni, program obejmował mnóstwo atrakcyjnych prezentacji i
pokazów starego sprzętu w ruchu. A było co oglądać.
Prawie sto zabytkowych traktorów w tym najstarsze z początków XX wieku,
kilkadziesiąt leciwych silników stacjonarnych, napędzających pasami
transmisyjnymi sieczkarnie i młocarnie, niezliczone ilości maszyn rolniczych,
kieraty, czterdziestoletnie kombajny sprawnie koszące zboże, miniaturowe ręcznie
budowane modele ciągników i maszyn rolniczych, do tego należy dodać ogromną
liczbę zwiedzających szacowaną na kilkadziesiąt tysięcy osób. Wszyscy zarówno
goście jak i kolekcjonerzy zgodnie podkreślają, że takiego ducha i podniosłej
atmosfery nie znajdzie się na zlotach starych pojazdów czy nawet podobnych
imprezach tego typu w innych częściach Europy. Dlatego tak chętnie przyjeżdżają
do Wilkowice miłośnicy starego sprzętu z zagranicy.
Znakomita większość kolekcjonerów przybywała do Wilkowic wraz
ze swoimi maszynami już od piątkowego popołudnia. Tu na terenach
pokazowo-wystawowych panowało od początku niezwykłe poruszenie. Kolejne
samochody, lawety wyładowane sprzętem sukcesywnie zapełniały plac. Właściwie to
dostawy sprzętu przychodziły do godzin późno po północnych. Na pobliskim polu
namiotowym mało kto spał, wspólne kolacje i żywa atmosfera nie pozwalały na
przedwczesny odpoczynek. Wiele osób widziało się po raz pierwszy od poprzedniego
festiwalu.
W sobotni ranek rozległo się niezwykłe dudnięcie. To silnik
Lanza budził niczym zegarek basowym stukiem uczestników zlotu, potem dołączył
motor stacjonarny i rozpoczęło się najwspanialsze dla każdego miłośnika
wiekowego sprzętu rolniczego święto.
Wiekowe maszyny szykowano do najważniejszego w roku występu.
A trzeba dodać, że w wielu z nich uruchomienie nie polegało na przekręceniu
kluczykiem w stacyjce. Ciężkie jednotłokowe traktory Lanz i Ursus wstępnie
podgrzewano „lutlampą” a następnie wprawiano w ruch kierownicą , która pełniła
rolę korby rozruchowej. Towarzyszyło temu głośne uderzenie. Jednoczesna praca
kilkunastu takich traktorów sprawiała odczuwalne wibracje gruntu i ogromny
hałas. Ale można było również zauważyć, że po dość chłodnej i wilgotnej nocy i
niektóre ciągniki z „zapłonem” na kluczyk przy mniej sprawnym akumulatorze
sprawiały niejakie kaprysy.
Poranne wyraziste promienie słońca oblewały Wilkowice. W tej
scenerii stary sprzęt rolniczy wyglądał niesamowicie pięknie, zachęcając
pierwszych przybyłych gości do robienia fotografii, jeszcze przed przybyciem
tłumów.
Tymczasem w drugiej części terenów wystawowych kolekcjonerzy
ze Słowacji budzili ze snu, sprawny, stu letni model lokomobili parowej zwanej
niegdyś popularnie „parówką” wykonany w skali 1:4. Niniejsza maszyna została
zalana wodą i podgrzewana przez ponad godzinę. Osiągając ciśnienie robocze
ruszyła wypuszczając obłoki pary, sycząc i dysząc. Można było zaobserwować pracę
tłoka, rozrządu i regulatora obrotów.
W południe nastąpiło uroczyste rozpoczęcie festiwalu. Wśród
nagród nominowanych podczas tegoż rozpoczęcia z udziałem przedstawicieli z
Ministerstwa Rolnictwa, kolekcjonerem roku został Leszek Nowak. Biorąc pod
uwagę, staranność w restaurowaniu ciągników i maszyn rolniczych , zaangażowanie
w działalność klubu Traktor i Maszyna oraz działania na rzecz propagowania
zabytkowej techniki rolniczej jesteśmy zgodni, iż to wyróżnienie dla Pana Leszka
było jak najbardziej słuszne.
Po uroczystościach rozpoczęła się ciesząca oko prezentacja
sprzętu. Traktory wjeżdżały kolejno na plac manewrowy. A było na co popatrzeć.
Większość z nich to wspaniale odrestaurowane egzemplarze. Można było również
wpatrzeć nie znane w naszym kraju marki takie jak Eicher, Guldner, Hanomag, MBA,
Famo, Schlutter, Stock, MAN jako jedyny ciągnik podczas festiwalu z napędem na 4
koła, czy Famulus produkowany za naszą zachodnią granicą. Przybyły również małe
i piękne rodzynki takie jak Porsche czy Holder, który w 1956 roku mógł pochwalić
się układem hamulcowym na 4 koła!
W tym roku dopisały amerykańskie traktory John Deere, Farmall,
Ford dostarczone do Polski w ramach pomocy UNNRA. Każdy z tych egzemplarzy to
oddzielna historia ludzi i maszyn.
Najliczniej reprezentowane były traktory Zetor. Tu dopiero
można było porównać ile rozmaitych typów produkowano u naszych południowych
sąsiadów. Pojawiło się również kilka dość rzadkich już w naszym kraju pierwszych
całkowicie polskich ciągników Ursus C-25 i ogrodniczych C-308 oraz
towarzyszących im wspaniale odrestaurowanych mikrociągników Dzik. Dość
dziwacznie wyglądały dobrze kiedyś znane nośniki narzędzi Rs-09 rodem z NRD,
napędzane widlastym silnikiem umieszczonym z tyłu pod siedzeniem traktorzysty.
Po prezentacji podziwialiśmy konkursy sprawnościowe w
wykonaniu lekkich ciągników. Widowiskowy slalom miedzy beczkami, podczas którego
uczestnicy stosowali rozmaite techniki jazdy żeby zmieścić się w „słupkach” i
czasie. Koła wyrzucały ziemię, silniki na pełnych obrotach, a traktorzyści
przyhamowywali to lewe to prawe koło dynamicznie kręcąc kierownicą. Aż trudno
uwierzyć, że wykonywano te piruety na tak wiekowym sprzęcie. Przy okazji
pognieciono dwie puste na szczęście beczki.
Dla uspokojenia emocji kolejnym konkursem była najwolniejsza
jazda na minimalnym gazie bez zatrzymywania ciągnika sprzęgłem i hamulcem. I ta
konkurencja wbrew pozorom okazała się dość trudna. Przed dotarciem do mety
odpadło klika traktorów z powodu zadławienia silnika, lub zbyt szybkiego
przybycia do mety!
Sobotnie atrakcje wieńczyła wspaniała zabawa integracyjna pod ogromnym namiotem.
Muzyka i tańce trwały do godzin porannych.
Kolejny dzień to niezwykła parada traktorów przebiegająca
okolicznymi drogami. Ustawienie ciągników w długą kilkuset metrową kolumnę
zajęło ponad godzinę czasu, biorąc od uwagę czynności potrzebne do rozruchu
najbardziej wiekowych ciągników. Paradę otwierał bodaj najstarszy sprawnie
jeżdżący traktor Lanz HL-12 z 1923 roku. Poruszając się na stalowych kołach
rytmicznie „szedł” do przodu. Należy dodać, że ten ciągnik nie posiadał skrzyni
biegów, a ruch wsteczny uzyskiwano przez zatrzymanie i zmianę kierunku obrotów
silnika. Gwarna kolumna ciągników holowała dodatkowo przyczepy i wozy konne
obsadzone kompletem pasażerów mających jedyna okazję do przejażdżki takim
pojazdem. Ustawieni wzdłuż drogi mieszkańcy i licznie przybyli zwiedzający
oklaskami witali uczestników festiwalu. Wspomnianemu wcześniej Lanzowi 12,
„idącemu” na czele kolumny tuż przed zjazdem na teren festiwalu przytrafił się
miał mały wypadek. W skutek wyskoczenia drążka kierowniczego zahaczył o płot, a
potem zgasł. Na szczęście niewielka chyżość tego traktora była tu zbawienna,
gdyż obyło się bez większych strat i po dziesięciu minutach usterkę usunięto a
ciągnik uruchomiono.
I w końcu nastąpił najwspanialszy moment zlotu. Zjazd
wszystkich maszyn z parady na centralny plac manewrowy. W jednym miejscu stanęło
prawie sto traktorów ustawionych w czterech rzędach. Panował wówczas tak ogromny
hałas, iż nie sposób tego opisać. A był to bardzo miły sercu każdego miłośnika
zabytkowego sprzętu rolniczego odgłos pracy. Małe i duże, jedno i wielo
cylindrowe traktory zgodnie pracowały, cofały i ustawiały się tworząc szeregi.
Kolekcjonerzy oraz zaprzyjaźnione z Niemiec i Danii kluby ustawiali się do
pamiątkowych zdjęć.
Godzinę później zaprezentowały się ślicznie odrestaurowane
mikrociągniki Ursus C-308, Dzik-2 oraz Holder EBII i jego 4-kołowa odmiana B-10.
Chciałoby się powiedzieć małe jest piękne.
Warto wspomnieć o tych mniej widocznych, bo nie poruszających
się samodzielnie eksponatach, jak wspaniale odrestaurowane pielniki konne POK,
kopaczka Lanza LK-20, niemiecka sieczkarnia bębnowa Nitzche, czy młocarnia wąsko
omłotowa napędzana kieratem, która podczas pokazów wydawała głośny ryk z
przekładni. Uwagę zwracał odrestaurowany i działający opryskiwacz sadowniczy ORS,
napędzany własnym silnikiem S-261C. Podczas upałów towarzyszących festiwalowi
wyrzucana zeń w powietrze woda w postaci mgiełki przynosiła ulgę uczestnikom
festiwalu.
Wracając do ciągników po mikrociągnikach do prezentacji
ruszyły Ursusy, Zetory oraz wiele innych modeli tej klasy. W tym warto wymienić
traktory: Porsche–Allgaiera, Deutza, nośniki RS, Fendt Fix-2, MF-55 oraz
Fordson. Wszystkich nie sposób wymienić. Najcięższe traktory to oczywiście Lanze
i Ursusy ale nie brakowało też Zetorów Super. Ciekawostkę stanowił piękny
strażacko czerwony Volvo BM .
Nim zjechał ostatni Ursus C-45 z placu manewrowego, na
pobliskim polu pokazy rozpoczęła poczciwa snopowiązałka Warta. Można powiedzieć,
że dość fascynująca była praca bocznych przenośników płóciennych oraz aparatu
wiążącego. Niby historia ale jeszcze niedawno tak się pracowało. Rytmicznie
wyrzucane snopki zbierano na wóz konny. To co zostało zebrane należało wymłócić.
Tuż obok czekała szara młocarnia MSC-6 dobrze znana pod nazwą „Warmianka”.
Niegdyś maszyna ta była niemal w każdej chłopskiej zagrodzie. Start silnika
stacyjnego typu „Es” i ruszył pas transmisyjny ożywiając mechanizmy młocarni.
Wydając z siebie charakterystyczny dźwięk „młócenia na bębnie”, Warmianka
wyrzucała z tyłu słomę oraz bocznym cyklonem tumany plew. Worki kalibrowanego na
sitach zboża napełniały się. A trzeba przyznać, że jakości czyszczenia ówczesnej
młocarni nie powstydziłby się współczesny kombajn. Tłum widzów nie mógł wyjść z
podziwu „ile to dawniej natrudzić się trzeba było”.
Potem ruszyły „nowoczesne” żniwa czyli kombajny wyprodukowane
czterdzieści lat temu. Popularna niegdyś „Vistula”, która do dziś bezawaryjnie
pracuje w gospodarstwie swojego właściciela. Oraz maleńki „Massey Fergusson 30”
koszący zaledwie 1,5 metrowym zespołem żniwnym.
Popołudniową część festiwalu wypełniły kolejne pokazy
sprawnościowe z udziałem zabytkowych ciągników. Najbardziej widowiskowe toczenie
beczki przednimi kołami w slalomie oraz odpalanie na czas Ursusów i Bulldogów.
Tu całkowitemu zgnieceniu zniszczeniu uległo kilka beczek. A jak można było
stwierdzić trudy zawodników utrzymanie toru prostego beczki przy pomocy kół
ciągnika nie było zadaniem łatwym. Najbardziej chyżo z zadaniem poradził sobie
John Deere H, czemu sprzyjała oryginalna konstrukcja jego przedniej osi i
ustawienia bliźniaczych kół.
Oczywiście nie sposób opisać wszystkich atrakcji
towarzyszących festiwalowi. Należy dodać że równocześnie tuż obok odbywała się
wystawa współczesnego sprzętu rolniczego „Roltechnika” połączona z pokazami
pracy w polu. Czynne były stoiska wielu firm branży rolniczej.
Biorąc pod uwagę wrażenia jakimi dzielili się zarówno
uczestnicy jak i zwiedzający należy podkreślić, że tegoroczny festiwal był
bardzo udany, panowała wspaniała atmosfera. Wielu z tych, którzy przyjechali tu
po raz pierwszy zostało zarażonych pasją do starych maszyn i ciągników
rolniczych. Być może uratują oni jakąś zapomnianą maszynę czy traktor od śmierci
na złomowisku i w przyszłym roku przybędą ją zaprezentować szerszej
publiczności. Czas spędzony podczas festiwalu płynął bardzo miło i niestety
szybko. Na szczęście pocieszającą jest myśl, iż za rok znów spotkamy się w
jeszcze większym gronie na tej wspaniałej i jedynej w Polsce imprezie.
Ogromne podziękowania należą się dla organizatorów i
mieszkańców Wilkowic i okolic, którzy włożyli ogromny wysiłek w przygotowanie VI
Festiwalu Starych i Maszyn Rolniczych im. Jerzego Samelczaka.
Rafał Mazur |